Odtwarzanie Kliknij, aby rozpocząć odtwarzanie Pauza Pauza
Wczytywanie
 
KuPamięci.pl

Bartuś Kwiatkowski


* 24.12.2004

 

+ 18.05.2008

Miejsce pochówku: Wałbrzych

 
Licznik odwiedzin strony
107351

http://pamieci-dzieci-zakatowanych.kupamieci.pl/

 

Maleńki Aniołek

Bartuś Kwiatkowski
(3 latka)



Matka Bartka przyniosła go w niedzielę do szpitala w Kamiennej Górze. Nie dawał oznak życia. Lekarzom, chociaż natychmiast rozpoczęli akcję ratunkową, nie udało się już go uratować. Prawdopodobnie nie żył już od kilkudziesięciu minut. Stwierdzili, że tak skatowanego dziecka dotąd nie widzieli...

Do tej potwornej tragedii doszło w maju 2008 roku w Kamiennej Górze (dolnośląskie). Koszmar małego Bartusia zaczął się jednak znacznie wcześniej. Iwona Kwiatkowska zamieszkała z Mariuszem Vaćkarem w listopadzie 2007 roku, zaledwie miesiąc po tym jak poznała młodszego o blisko 10 lat mężczyznę w domu publicznym, w którym pracowała.
Do domu nowego konkubenta z Kamiennej Góry kobieta zabrała ze sobą Bartusia, najmłodsze z sześciorga swoich dzieci. Pozostałe trafiły do domów dziecka, a jedno zmarło. Sielanka zakochanych w nowym domu nie trwała długo. Pierwszy raz Mariusz Vackar podniósł rękę na chłopca już w marcu. Potem w kwietniu. Ale Iwona Kwiatkowska nie reagowała... Z obojętnością patrzyła, jak mężczyzna znęca się nad jej synkiem.

W mieszkaniu Vaćkara chłopiec był brutalnie bity pod byle pretekstem, np. gdy nie chciał pójść do toalety.
Kiedy przy obiedzie chłopczyk zaczął marudzić, ten ścisnął go za rękę i wyprowadził. Z całej siły cisnął malca na łóżko. Przerażonemu chłopcu wypadło z buzi jedzeni. - Wujek, nie bij! Za co mnie bijesz?- Bartuś zanosił się głośnym płaczem. Kulił się ze strachu. Małymi rączkami zakrywał się przed ciosami, które padały na jego drobne ciało.
Mariusz nie zważał na zawodzenie malca. Z całej siły lał go na oślep kablem. Kiedy Bartuś osunął się na podłogę, zwyrodnialec chwycił go za rączkę i zaczął wymierzać kolejne kopniaki. Otwartą ręką bił dziecko po twarzy. A Iwona Kwiatkowska (37 l.), matka chłopca, bezczynnie przyglądała się, jak konkubent katuje jej synka. Nie przejęła się, że malec po wszystkim skarży się na bóle brzuszka. Dzień później Mariusz. znów znęcał się nad dzieckiem. Tak mocno uderzył Bartusia w twarz, że ten uderzył
główką w piec kaflowy.
Koszmar chłopca powtórzył się także następnego dnia. Furiat najpierw okładał siedzącego na łóżku malca kablem. Kiedy zapłakane dziecko szukało schronienia u matki, psychopata chwycił go za ubranko i zaczął kopać po nogach i plecach.
Bił po kilka godzin, systematycznie, z krótkimi przerwami.
Zabójca katował go pasem ze sprzączką, gumowym wężem i kablem. Bił pięściami po genitaliach. Gdy zmaltretowane dziecko, dostało biegunki i brudziło bieliznę było karane. Oprawca nie przestawał go bić, choć skóra chłopca popękała od razów.

Chłopiec nie miał już siły płakać, był tak obolały że nie chciał być już nawet dotykany przez matkę, ani by brała go na ręce. Bolało go całe malutkie ciałko. Aby uniknąć dalszego katowania malutki Bartuś położył się w łóżeczku i już tylko leżał cichutko.

W nocy chłopiec dostał biegunki, bardzo wysokiej gorączki i majaczył. Ale Mariusz Vaćkar nie kupił mu w niedzielę rano lekarstw, tylko papierosy dla siebie.

Jedynym ludzkim odruchem ze strony wyrodnej matki było zaniesienie konającego dziecka na pogotowie.

Zdaniem lekarzy chłopiec nie żył od kilku godzin. Bartuś - jak wykazała sekcja zwłok był maltretowany od kilku miesięcy.
Dziecko zmarło z powodu odniesionych obrażeń, m.in. obrzęku i krwiaka mózgu oraz krwotoku wewnętrznego w okolicach lędźwiowych. Na ciele chłopca nie było miejsca bez rany. Miał uraz czaszki, oka, posiniaczony brzuch, nogi, plecy i ręce. Jego jądra były wypełnione krwią, która przelała się tam z pękniętej wątroby i śledziony. Lista obrażeń chłopca zawierała pełną kartkę maszynopisu.

Maleńki chłopiec nie zaznał w życiu niczego dobrego. Gdy nauczył się mówić, jednymi z pierwszych rzeczy jakie powiedział do swojej babci było "Mamusia mnie nie kocha". Bartuś nie zaznał nigdy niczego dobrego.
Nie znał rodzinnego ciepła, ani delikatnego dotyku. Nie bawił się tak jak inne dzieci. Nie znał niczego poza biedą i okrucieństwem.
Jego dramat jest tym większy, że wielu ludzi wiedziało o tym, że jest dotkliwie bity. Babcia, biologiczny ojciec, sąsiedzi, nawet kuratorka. Nikt nie zrobił nic aby mu pomóc. Nikt nie przejął się jego losem. "To nie jest moja sprawa", "Nie wiedziałam co mogę zrobić", "Starałem się nie zwracać na to uwagi", "Nie sądziłem, że może się stać taka tragedia".
(…) Gdyby zareagował ktokolwiek … chłopiec nadal by żył.

Oprawca Bartusia został skazany na dożywocie
za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Matce Bartusia sąd zmienił kwalifikacje czynu
z nieudzielania pomocy
na pomocnictwo w zabójstwie i skazał na 15 lat więzienia.
Kuratorka, która nadzorowała matkę chłopca została skazana na pół roku więzienia
w zawieszeniu i dwa lata zakazu wykonywania zawodu.
Żadno ze skazanych nie poczuwa się do winy. Konkubent i matka twierdzą, że wyrok jaki dostali jest zbyt surowy …


Światełko pamięci Bartusia - http://bartuskwiatkowski.pamietajmy.com.pl/index.php
oraz - http://bartuskwiatkowski1.pamietajmy.com.pl/index.php

Edytowane przez angels godmother
Czas edycji: 2012-07-04 o 11:16

 

Do nieba bram

Dzień obumiera,
łzy zamarzają na policzku
to niebo
otworzyło dla ciebie
swe wrota.
Zostawiasz mnie,
oddalasz się,
widzę twą twarz 
jakby przez mgłę,
całą sobą
tęsknię,
myślę,
żałuję.
Za późno,
by przywrócić ciało do życia.
Jesteś za bramą,
wrota się zamykają,
za mgłą
postać zanika,
A ja wciąż powtarzam:
tęsknię,
myślę,
żałuję...

Spieszmy się kochać ludzi...


 Bartuś został bestialsko zakatowany przez swego ojczyma , w tym przypadku osoba podobno matka patrzyła trzy dni na cierpienie swego synka, na jego błagania ,ból, na zakatowane ciało i mimo że miała szansę go uratować nie raz , czy  chociaz powiedzieć NIE . Nie przerwała męczeńskiej smierci swego  trzyletniego Bartusia

 Ciężko jest pisać o takiej sytuacji ale trzeba aby JEGO imie w naszych sercach na zawsze zostało zapamietane.
Niewyobrażalny ból które te małe serduszko musiało przeżyć a przy tym jak zwykle w takim przypadkach obojetność sąsiadów na krzyk dzieckai innych służb.

Katem nie był tylko sam zabójca ale i inni którzy patrzyli z boku na tragedie dziecka i nic z tym nie zrobili.
Poniżej wycinek z artykułu sama nie jestem wstanie tego opisać.

Najgorsze przyszło w maju. Mariusz Vackar kupił sobie pół litra wódki. I pił. Kiedy przy obiedzie chłopczyk zaczął marudzić, ten ścisnął go za rękę i wyprowadził. Z całej siły cisnął malca na łóżko. Przerażonemu chłopcu wypadło z buzi jedzeni. - Wujek, nie bij! Za co mnie bijesz? - Bartuś zanosił się głośnym płaczem. Kulił się ze strachu. Małymi rączkami zakrywał się przed ciosami, które padały na jego drobne ciało.

Mariusz nie zważał na zawodzenie malca. Z całej siły lał go na oślep kablem. Kiedy Bartuś osunął się na podłogę, zwyrodnialec chwycił go za rączkę i zaczął wymierzać kolejne kopniaki. Otwartą ręką ręką bił dziecko po twarzy.

A  Iwona Kwiatkowska (37 l.), matka chłopca, bezczynnie przyglądała się, jak konkubent katuje jej synka. Nie przejęła się, że malec po wszystkim  skarży się na bóle brzuszka. Dzień później Mariusz. znów znęcał się nad dzieckiem. Tak mocno uderzył Bartusia w twarz, że ten uderzył główką w piec kaflowy.

Następnego dnia koszmar chłopca znowu się powtórzył. Furiat najpierw okładał siedzącego na łóżku malca kablem. Kiedy zapłakane dziecko szukało schronienia u matki, psychopata chwycił go za ubranko i zaczął kopać po nogach i plecach. Pięścią wymierzył siarczysty cios w brzuszek. Kopnął w jąderka. Skatowany Bartuś nie miał już siły płakać. W nocy dziecko dostało wysokiej gorączki.

Majaczyło. Nad ranem matka zaniosła Bartusia do szpitala. Na ratunek było jednak za późno. Bartuś zmarł w szpitalu. Na nic mu już słowo "Przepraszam", które na sali sądowej padło z ust jego wyrodnej matki"

"Zanim pojawiła się policja, z tego samego mieszkania wyszła Iwona K. Zaniosła syna do izby przyjęć szpitala w Kamiennej Górze. Ale lekarze nie mogli już pomóc. Dziecko nie żyło co najmniej od półtorej godziny. Lekarz, który przyjął Iwonę K. z Bartkiem, określił ciało dziecka jako zmasakrowane. Chłopczyk miał mnóstwo krwiaków, siniaków i złamań. Był katowany przez kilka dni tak mocno, że doszło do wewnętrznych wylewów krwi i obrażeń narządów wewnętrznych, w tym do ciężkiego uszkodzenia mózgu. "

http://www.fakt.pl/w-polsce-podobnie-jak-niemczech-z-rak-doroslych-g ina-pobite-dzieci,artykuly,442193,1.html


 
Zapal znicz   |   Wszystkie znicze
Monika M
2024-04-13
Pamiętam kochany :(
Monika M
2024-03-07
Pamiętam o tobie maleńki :(
Ewelina D
2023-11-04
Spoczywaj w spokoju Aniołku….jesteś już bezpieczny
Anna R.
Brak relacji
2023-11-01
Aniołku spoczywaj w pokoju. Urodzony w wigilię Bożego Narodzenia, powinieneś być cudem dla swojej mamy, a byłeś przeszkodą...Serce mi pęka, kruszynko...
Ania Z-ska
nieznajoma
2023-07-21
Kocham i caluje!!
Złóż kondolencje   |   Wszystkie kondolencje
Mój skarbie ciągle powaracasz myślami...tak bardzo boli to co Cię spotkało :(
MM
Jestes KOCHANY!!
Pamietaj o tym...
Ania
Dodaj wspomnienie   |   Wszystkie wspomnienia
Opcje strony:
Zdjęcia
.
11 rocznica smierci
Kochany Bartuś
.
.
Bartuś
Kochany Bartuś
-
Joanna
Joanna
napisał(a) dnia 2018-03-03
Mimo upływu lat... Serce krwawi....
-
Anna
Anna
zapalił(a) dnia 2020-05-01
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
Pamiątki
Obrazki pamiątkowe
 
-
SprzataniePomnikow.pl
Kliknij aby obejrzeć ofertę
 
-
Monika R
06.11.2015